Przeznaczenie
Nie ostrzegł mnie żaden powiew,
Nie ostrzegł mnie żaden liść,
Ktoś tylko szepnął we mnie:
Musisz iść!
Wiem, że pobladłym słońcem
Nadeszło owo „dziś”!!
Szarpnęło krwią i sercem:
Musisz iść!
Trzeba biec górską ścieżką.
Przez potok, przez kamienie,
Aż tam, gdzie w aucie czeka
Przeznaczenie.
Nie ostrzegł mnie żaden powiew,
Nie ostrzegł mnie żaden liść,
Ktoś tylko szepnął we mnie:
Musisz iść!
(aresztowanie 1944)
Konfrontacja
1944 r (więzienie Montelupich w Krakowie)
Stoję i milczę. Oczy przerażone widzą tylko ciebie.
Te ropuchy, ci kaci patrzą w naszą stronę…
Mrugają do siebie…
Są aż przyjacielscy, mili, poufali – Dwa ptaszki w potrzask złapali!
Teraz będzie szło.
No dalej, no!…
Stoję i milczę. Nie, to być nie może,
Boże wszechmogący, święty, mocny Boże,
Jezus Maria! Jak strasznie krwią broczysz…
Stoję i milczę. Mówią moje oczy.
Złączyła nas Sprawa. Pamiętasz?
W upalną noc czerwcową miałam przyjść na ów cmentarz po twoje słowo.
Niebo wyległo nad nami gwiazd złocistą giełdą,
Po grobach pełzały wonią niewiadome kwiaty.
Po grobach pełzały wonią niewiadome kwiaty.
Podałam twoje pseudo.
Szło o broń. Pamiętasz? Szło o granaty.
Tak się zaczęło… Byłeś komendantem.
Byłeś duszą Sprawy i ognia zarzewiem.
Kochałam wraz z tobą nasze święte Dzieło.
Kim byłeś? Im powiedzieć? Ja nie wiem – nic nie wiem.
Niech pytają lasów i ścieżek błotnistych,
sobaczych dróg, dni słotnych i nocy gwiaździstych.
Niech pytają o ciebie, ogniu – komendancie!
Niech pytają, jak walczą polscy partyzanci!
Tam w lesie znajdą wszystko. Trop, słowo po słowie.
Po co mnie mają pytać? Ja nic nie odpowiem.
Stoję i milczę. Oczy szeroko rozwarte.
Ręce twoje obwisły wykręcone, martwe,
krwi kropli w twojej twarzy bladej nie zostało.
No tak. Najstraszniejsze, choć oczekiwane
zwaliło się na serce jak głaz, jak lawina.
Ogniu – komendancie! Jedyny… Kochany!
Cierpi we mnie wszystko: żołnierz i dziewczyna.
Pamiętam jak w deszcz, w błoto mknę śmiało rowerem –
O sobie pomyślę kiedyś innym razem…
Jesteś komendantem, ja twoim kurierem,
więc jako twój żołnierz pędzę z twym rozkazem.
O miłości nie było mowy między nami.
Zawsze pośpiech. Rozkaz. Kraków – Sącz – Warszawa.
Tylko raz – tam w lesie – gwiazdy i my sami
lecz i wtedy z nami była nasza Sprawa.
Kiedyś… może kiedyś… gdy będzie po wojnie,
gdy ziemia zaszumi łanem zbóż leniwie,
W wolnej, wielkiej Polsce żyć będziem spokojnie –
zapatrzeni w siebie, nieziemsko szczęśliwi…
Dziś? Prędko – zaraz – pośpiech, rozkaz! Zrozumiano?
Rower, pociąg czy pieszo: Sącz – Tarnów – Warszawa.
Żołnierzem jestem czy też ukochaną?
Cicho, serce!… Sprawa. Nasza święta sprawa.
Stoję i milczę.
Widzę oczy twoje, niezwyciężone, drwiące, dumne, dzikie, harde.
Wiem, co oczy twoje powiedzieć mi mogą:
„Nie płacz. Nie bądź babą!
Ja mam ciało twarde.
Niech boli, nie sypnę nikogo”.
Dobrze. Rozumiem. Mam też twarde ciało.
Łzy babskie? Ach, nonsens! Nie zadrży powieka.
Patrzę wrogom w oczy odważnie i śmiało:
„Nie znam tego człowieka”.
Ravensbriick, 1945
Uwaga Autorki: słowa „ Ogniu – komendancie ” nie odnoszą się do znanego na Podhalu dowódcy partyzantki – „Ognia”- Kurasia. Często dochodziło na tym tle do nieporozumień, stąd też ta uwaga, gdyż wiersz opowiada historię innej osoby.
Koncert w Doverstorp
Dziś koncert w Doverstorp.
Wytworny pan ma skrzypce w ręku.
Perlą się trilery, łkają flażolety..
Pęka melodia w łez nagłych jęku,
Cisza przeszywa serce sztyletem
w tęsknoty głuchych dźwiękach.
Napięta struna zbyt mocno jękła.
Ostry nóż wspomnień skroś serce wierci..
Forte i piano – smyczek i ręka,
To wszystko jedna symfonia śmierci
w tęsknoty głuchych dźwiękach …
Na skrzypcach grał stolarz Żurek.
Tak-ci mu smyczek po strunach latał!
Oj, góry nase! oj, nase góry!
Do izby wlazło chyba pół świata.
Wlazł cały Niedźwiedź, cała Konina!
Rety! bo miejsca w izbie nie stanie!
Przyśli gazdowie jaz z Podobina
na to Żurkowe na skrzypcach granie.
obek Zapałów to ino śmiga,
bockuje przy nim Bulików Józka,
od Chudomiętów tańcy Jadwiga
jaz się ćmi w ocach cyrwona bluzka.
Wleźli do izby tyz dwaj panowie,
takie cymiawe, jakiesik obce.
„No, gazdo! bimber! za wasze zdrowie!
Hej, potańcymy tu sobie chłopcy!”
Więc zaraz było dużo hałasu,
a nogi to im chodziły same.
„Ej, wy panowie! panowie z lasu!”
„Cicho! bo my się tu ukrywamy!”
Na stole bryndza i placek z serem.
„Z Krakowa wieźli my mąkę białą!”
„Bóg zapłać gazdo! Bóg zapłać szczerze!”
Ee, za malućko, panie, za mało.”
Niech żyje Polska! moiście mili!
Prać Niemców chłopcy, wszyscy do dzieła!
Wojna się kończy, ot, co wam powiem!
„Ano się skońcy, kiej się zaceła.”
Hej, gra na skrzypcach nasz stolarz Żurek,
Smyczek po strunach tańczy zawzięcie,
aż nogi same hipkajom w górę,
i cała izba w koło się kręci!!
Niech żyje Polska! moiście mili..
Jest duszno, dziko, i strasznie czegoś..
Gazdo, już dosyć goście wypili!
..Postawcie warty, panie kolego!”
Oj, góry nase! oj, nase góry!
I tak al fine – da capo! da capo!
W izbie na skrzypcach gra stolarz Żurek –
Nagły krzyk – ciemność – panie! Gestapo!
Strzał – huk i ogień – i znowu strzały..
chałupa płonie niby pochodnia..
Oj, tam jęcały góry, jęcały!
A płomień strzyloł cosik aż do dnia…
W Doverstorp koncert. Płyną trilery,
a potem poklask jak szum wichury.
Tam – stół.. i bryndza .. i placek z serem..
w izbie na skrzypcach grał stolarz Żurek…
Wspomnienia pacyfikacji, maj 1945 r., Szwecja – Doverstorp
Nie chcę
Mogę mówić o wierzbach płaczących nad rzeką,
O lesie, o słońcu, co w górach zachodzi.
Mogę mówić o domku, co został daleko,
O malin pełnym, pachnącym ogrodzie,
I o żółtym puchu wylęgłych kaczątek
I o ciepłym mleku dojonym w oborze,
I o tym, że to końca być może początek,
I o tym, że do kraju wrócimy być może…
O tym wszystkim mówię niby od niechcenia,
Ot, wspomnienia płyną raz otwartą bramą.
… Tylko Twego nie chcę wymieniać imienia
I o Tobie nie chcę – nie śmiem – mówić
MAMO!
Poszukiwanie
Co robić z księżycem, gdy u okna stanie
I spyta: Gdzie twe największe kochanie?
Mówię mu, by umilkł i odszedł bez słowa,
Bo go zaraz od okna odpędzi blokowa.
Lecz on stoi uparcie, okrągły, pyzaty,
Chcesz wierszy o miłości, jak niegdyś przed laty.
…Budzę więc ciemność nocy uśpionej w baraku
I pytam sercem, co krwią tęsknot bije,
„Gdzie jesteś mój jasny, złocisty chłopaku?
Mówcie mi gwiazdy, czy mój chłopak żyje?”
Czy mam Go szukać wraz z słonkiem na niebie?
Czy mi iść trzeba przez mleczną drogę?
Jak mam, kochany, trafić do Ciebie?
Szukam Cię, szukam i znaleźć nie mogę!
Chodzę między ludźmi daleka i obca:
Czy tam mojego nie widzieli chłopca?
Lubił patrzeć w gwiazdy, kochał świt i rosę,
Miał błękitne oczy i ciemno blond włosy.
…A może, może, już pamięć mnie myli,
Przecież mu głowę Niemcy ogolili.
…Przyjdźcie mi na pomoc Aniołowie biali
Mojego chłopca Niemcy mi zabrali!!
…Niech mi na pomoc przyjdzie górska ścieżka,
Ta w słońcu lśniąca lub od śniegu biała.
Ona wie może, gdzie mój chłopak mieszka.
Ona tak dobrze nas oboje znała…
Niech mi na pomoc przyjdą górskie kwiaty,
Gencjany, trawy, mchy i dziewięćsiły,
Niech ze mną teraz przewędrują światy,
Aż ten dom znajdę, gdzie mieszka mój miły.
Będę Go szukać z księżycową smugą
-Przez front – przez wojnę – przez lager – przebojem!
Będę Go szukać tak długo, tak długo,
Aż Jego serce odnajdę przy moim!
Modlitwa o Powrót
Poprzez olbrzymie tęsknoty morze,
Poprzez odległość, co żywcem nas grzebie
Wołam do Ciebie, o wielki Boże
Daj nam do Polski wrócić, do siebie.
Poprzez śmierć wpiętą w kolczaste druty,
Co się rozpaczą chce na nas rzucić,
Przez starte piekło germańskiej buty –
Daj nam, o Boże, do Polski wrócić.
Poprzez straszliwą otchłań cierpienia,
Z ludzkiej godności dna upokorzeń,
Przez zło, co w bestię człowieka zmienia,
Daj nam do Polski wrócić, o Boże!
Poprzez samotność liści zerwanych,
Do swoich mknących wichrem rozpaczy.
Przez rozszarpanej rodziny rany,
Daj nam kochanych naszych zobaczyć.
Przez mróz apelów, przez bezsen nocy,
Mękę czekania racz nam już skrócić.
Wyrwij nas z paszczy germańskiej mocy
Daj nam, o Boże, do Polski wrócić.
Ravensbrück, 1944
We mgle
Przez mgły przemokłe czekam słońca
Człowiek w łańcuchy gór spętany –
W ścianach milczenia przystanę,
Posłucham ciszy sprzed lat tysiąca.
Mróz wszystkich zim, wiatr wszystkich wiosen,
Spełnia się tu beze mnie.
Ślepe od gwiazd tajemnic
życie bytuje sędziwym porostem.
W dalekie słońcu i ptakom pustkowie,
W ten byt, co jest – nie czuje, nie wie…
idę budować siebie
ja – nic i wszystko – człowiek!
Przyjaźń z kosodrzewiną
Kosodrzewiny ciężkie od mgły
uklękły znużone deszczem.
Nic ma nic. Biały mrok.
Mgłami lecąca przestrzeń.
Tylko powitać kosówki krzywe
Zielony uścisk braci…
… pogładź zjeżoną grzywę –
jesteś wśród przyjaciół.