Wanda Półtawska
„I BOJĘ SIĘ SNÓW” – fragment
Z tego piekielnego bloku poszła na śmierć nasza pierwsza trzynastka.
18 kwietnia 1942 roku. Wtedy jeszcze nie zdawałyśmy sobie sprawy, że to egzekucja.
Dotąd nie zabrano nikogo z naszego transportu i ciągle pokutowała w nas niczym nieuzasadniona wiara, że wyroki śmierci zostały wykonane na Zamku. Wydawało nam się, że te, które przyjechały do obozu, uniknęły egzekucji.
W śliczny słoneczny dzień zabrali całą trzynastkę, wszystkie nasze najbliższe.
Znałyśmy je i ich sprawy. Niepokój, gdy wyczytano ich nazwiska, ale jeszcze nie chciałyśmy wierzyć. Poszły i oglądały się w naszą stronę na wielkim placu „nach Vorne”. Mila odwróciła się i pokiwała, a Pola wskazała na niebo.
Pola, wysoka i zgrabna, i Grażynka – dwie siostry Chrostowskie.
Grażynka, która tak niedawno pisała wiersz o słoneczniku, co w szarudze wrześniowej zaglądał do okna naszej kwarantanny.
Niusia Apcio – przez pomyłkę aresztowana, dlatego że Maria i że pracowała w aptece.
Gienia Adamiak, cicha urzędniczka z jakiegoś magistratu, blada i zawsze pogodna, a równocześnie wiecznie czymś strapiona i o kogoś dbająca; wyglądała właśnie tak, jak można sobie wyobrazić urzędniczkę.
Maria Waśniewska, o czarnych, nerwowo rozbieganych oczach, cienkich, nerwowo drgających palcach i lekko zamazanej mowie, wiecznie zdenerwowana i niespokojna – teraz nagle jakoś ucichła…
Renata Żytkowa, szczupła, wysoka, blada, stale opowiadała o swoim synu, zostawionym u obcych ludzi…
Kazimiera Banowa z Zofi ą Grabską, mniej mi znane, ale w tej chwili równie bliskie…
Mućkowa z Chełma…
Romka, nasza Romka urocza, tryskająca życiem i humorem dziewczyna, wesoła jak żywe srebro, przez wszystkich lubiana…
Milunia, mała Milunia Radecka, o wielkich oczach i ptasim nosku…
Pani Wersocka, która szła spokojnie i jakby nawet uradowana – była ostatnia z całej uprzednio straconej rodziny…
Poszły…