Spokój
Z kroplami topniejącego śniegu
Czysty spokój spływa na mnie powoli.
Stoję na jakimś nieznanym brzegu
I nic mnie już nie boli
oddycham zbudzoną mocą ziemi
I czuję bez sprzeciwu
Twardą świeżość kamieni,
Na których nie ma już pleśni.
W dłonie otwarte powietrze tulące
Napływa dawny zapach słońca,
Choć wiem na pewno, że nie śnię
I stoję pełna podziwu…
W nocy
Jasna dalekość nocy,
Niebo chłodne, przedziwnie głębokie,
A za przejrzystym obłokiem
Jak niegdyś –
Samotny księżyc
Łzą światła spływa w szeroko otwarte oczy…
To wieczność przejmująca ciszą
Dotknęła serca,
I spokojny cień śmierci
Dreszczem bór zakołysał.
Jasne, suche promienie
Wirują w deszczu gwiazd dalekich –
To nieskończone cierpienie
Woła tęsknotą wieków.
I dziś jak dawniej czuję, wiem,
Że śmierć jest tylko cichym snem
W nieśmiertelność.
Cóż znaczy ból drobnych atomów zagubionych w błękicie
Wobec najmocniejszej miłości trwałego życia!
Raniącymi drutami oddzielona
Od wolnej, czystej nocy,
W skurczonym sercu chowam
Cały wszechświat mocy.