Zofia Górska-Romanowicz – utwory

ZA BRAMĄ BEZLITOSNĄ…

Za bramą bezlitosną, za murem kamiennym
Pewno życie jak dawniej swoim płynie nurtem —
Jest jesień … Suną chmury z ołowiu i henny
Jak łodzie, obciążone skarbami po burty …
Nie wiem, kiedy nadejdziesz i kiedy się staniesz 
Chwilo groźna jak anioł, co bramy roztrzaskasz?
I jakie będzie moje ze światem witanie.
Jakie niebo nachyli się ku mnie, jak łaska?
Nie wiem… czekam tak długo … Dzień mija — noc za nim.
Słowami się nie modlę — westchnienia się we mnie
Wznoszą i opadają, jakbym westchnieniami
Boga chciała dosięgnąć — nie wiem — czy daremnie?
Jest jesień. Myślę o niej, jak głodny o chlebie — 
Czasem aż o niej wątpię… Jestże za tą bramą
 Jakiś świat w jakimś cichym zatopiony niebie?
Czasem wątpię… Dzień mija … Jutro — znów to samo…

Pińczów, więzienie 1941

TRZY WIERSZE DLA TOMUSIA

I
Zamknij, synku, oczęta. Dziś zimno jest w celi.
Więc nie płacz, że masz rączki schowane pod becik — 
Już wszyscy aniołkowie na chmurkach posnęli
I dawno w ciepłych domach śpią już grzeczne dzieci…
Wyśpiewałam Ci wszystkie znajome piosenki, 
Najdawniej pamiętane kołysanki moje
I skończyłam już bajkę, w której, mój maleńki, 
Znowu jesteśmy razem — tatuś i my dwoje …
A Ty wciąż nie chcesz zasnąć i twoje oczęta
W ciepłej, różowej buźce szafirowo płoną.
Czyżbyś, synku coś wiedział i o czymś pamiętał.
Nie lękaj się… Nie wydrze cię nikt mym ramionom…

II
Twoje różowe rączki, niby dwa powoje 
Oplotły serce moje, syneczku daleki — 
Co noc biorę w ramiona cieple ciałko twoje
I wargami ci do snu zatulam powieki.
Taki jesteś maleńki — a tak bardzo bolisz!
Taki jesteś kochany — a od męki blednę, 
Gdy myślę, jak w uśmiechu rozchylasz powoli 
Twe najmilsze usteczka, szczere i bezwiedne.
Mówią mi, że już słowo „mama” powiedziałeś
I od tej pory słyszę, dniem i nocą słyszę
Sercem moim matczynym, sercem mym struchlałym
Te dwie głoski, co próżno wołają skroś ciszę.

Synku mój — takie puste są moje ramiona
I takie głodne ciebie … i tak brak mi siły —
Może plączesz w tej chwili? Wstaję przerażona
I słyszę, jak mnie wołasz z oddali, mój miły …
A za mną najokrutniej bramy się zawarły
I próżno sercem moim jak młotem w nie biję —
Wracają do swych dzieci nawet te co zmarły 
A ja wrócić nie mogę, choć żyję… choć żyję!

III

Próżno staram się zgadnąć, syneczku sierocy,
Skąd się bierze w twej buzi ten blask i ten uśmiech, 
A jeśli to przy tobie Ona jest tej nocy!
I czeka nachylona, aż ścichniesz i uśniesz?
Siedzę twoje spojrzenia, staram się tłumaczyć
Twe najmilsze gwarzenie — słówka niemowlęce
Maleńki — a jeżeli to wszystko ma znaczyć, 
Że gładzą cię po buzi Jej troskliwe ręce?
Gdybyś mógł mi powiedzieć! O jakże nieśmiało, 
jaką czcią, z jaką trwogą biorę cię w ramiona — 
I nie wiem — pod palcami twoje czuję ciało,
Czy Ją — jak się mym rękom wyrywa, spłoszona?…

Pińczów, więzienie 1941—1942


NOCĄ, GDY DESZCZ…

Nocą, gdy deszcz po dachu uderza jak dobosz
Smutny werbel, co z wiatrem ucicha lub rośnie —
 Czuję serce, gniotące obco i nieznośnie
I czuję bezmiar murów wiszący nad sobą.
I nie śmiem wtedy tęsknić do ciepłych wnętrz domów,
Gdzie światło lamp na twarzach maluje się złotem, 
Lecz żebrakom zazdroszczę, leżącym pod płotem,
Nikomu niepotrzebnym i bliskim nikomu.
Dla nich są wszystkie drogi i ścieżki i drzewa
Dla nich szumią — i niebo nad nimi jest wolne,
I łąki i ogrody i kwiaty przypolne
I wiatr, co im łachmany suszy i przewiewa.
A ja tu w celi lochom podobnej i grobom
Leżę, z myśli odarta i wszelkiej nadziei,
I słucham głosów nocnej, plączącej zawiei,
Której deszcz werblem głuchym wtóruje jak dobosz …

Pińczów, więzienie, sierpień 1941

Próżno mówię

Próżno mówię sercu — uśnij, ucisz,
Mały dzwonku, trzęsący się w trwodze;
Przecież ktoś z nas do domu powróci, 
Po tej długiej, bezlitosnej drodze.

Przecież ktoś z nas się jakoś ocali,
Przecież ktoś z nas do domu powróci,
Wszystkie światła w pokojach zapali
I świątecznie do stołu nakryje …

Dom wśród liści więdnących jesiennie, 
Pośród liści więdnących najzłociej 
Nowym życiem rozebrzmi promiennie 
I zapomni o Twojej tęsknocie.

I zarośnie chwastami Twa ścieżka,
Zardzewieją zawiasy przy furtce, 
Ale dom nasz ktoś znowu zamieszka 
I przed domem zasadzi nasturcje …

Przyjdą wiosny, jesienie i lata, 
Życia wieczny, niezmienny kołowrót.
Cóż, że ktoś tam nie wróci ze świata,
Śnieg zasypie ten jego niepowrót …

Małe serce, nietrwałe, jak owad,
Z tych, co giną, nim oprzęd rozsnują, 
A po Tobie powstanie od nowa 
Bujne życie rodząc i tratując.

Ravensbrück

Nocą ucieknę

Nocą ucieknę potajemnie
Jak cień, jak mara bezcielesna, 
Gwiazdy nade mną, gwiazdy we mnie 
Oświetlą drogę, znaną we snach.

Gwiazdy nade mną, wicher w dole 
Gałęzie drzew do ziemi przygnie — 
Jak cień, jak mara przemknę polem, 
Nikt mnie nie dojrzy, nie doścignie!

Ach pole, pole — wolna przestrzeń, 
Obszar otwarty po widnokrąg, 
A potem las rozwiany w wietrze, 
Liście zielone, liście mokre,

I woda — jezior tafla ciemna, 
W gąszczu szuwarów żab rozhowor, 
Pode mną głębia wód tajemna 
I głębia gwiazd nad moją głową.

Przebrnę, przebiegnę las i wodę 
Sercem mym, drżącym od radości — 
W burzliwą, wietrzną niepogodę,
Zmylę ślad każdy — każdy pościg.

I już — szeroki świat przede mną!
I już — otwarta moja droga — 
Nocą ucieknę potajemnie —
 Och nocy — wszystkie światła pogaś!

Ravensbrück, 1942

Chwila tęsknoty

A teraz tam jest jesień… Nie dla mnie już się płoni — 
Nie dla mnie i beze mnie tam gaśnie uroczyście … 
Wystarczy zamknąć oczy, by ujrzeć jak na dłoni 
Opadające gwiazdy … opadające liście …
Wystarczy zamknąć oczy, a już tak bardzo bliska
Ta jesień kolorowa … ta jesień niewidziana …
Te maki zapóźnione na szarozłotych rżyskach
I brzózki, jak pochodnie płonące na polanach.
I dom wśród tej jesieni drzemiący ze spokojem, 
Tylekroć śniony nocą … dom, gdzie nie wrócę więcej —
Ścieżki, po których nigdy nie przejdą stopy moje, 
I kwiaty, których nigdy nie zerwą moje ręce …

Chwila modlitwy

O Boże, teraz dopiero, gdy myślą wróciłam w te strony 
Dopiero tu Cię znalazłam… Jakże mi lekko teraz …
Jakże mi jesteś bliski, Boże odnaleziony,
Który wiesz, jak się cierpi i wiesz, jak się umiera —
Tu Cię dopiero widzę — wyszedłeś mi na drogę —
Tu w Tobie szumią lasy… tu w Tobie drzemią chaty 
Taka byłam bezradna, a teraz wszystko mogę! 
Wyszedłeś mi na drogę… Przyjęłam Cię, jak wiatyk.
I teraz oto klęczę i gubię się w zachwycie,
Niech będzie Twoja wola — Ty wiesz, co jest najlepsze — 
Ty, który dajesz życie — i teraz dasz mi życie — 
Ramię mnie Twe otoczy — ramię mnie Twoje wesprze …

Ravensbrück, 1942—1943

DLA KRYSI

Będę w sukni jak niebo niebieskiej,
A ty w sukni jak niebo różowej — 
Niskie słońce nam twarze rozświetli 
I jak ręka nam spocznie na głowie.
Wśród ogrodu, gdzie płoną mieczyki 
I gdzie szumią jesiony surowe 
Przystaniemy — ja w sukni niebieskiej,
A ty w sukni jak niebo różowej.
Przez łzy widzę to: cisza nadpłynie 
Świerki oddech wstrzymają przy bramie,
W domu miłym zapalą się szyby, 
Gdy się zachód w nich tęczą załamie, 
Siedmiobarwnie, soczyście i cicho, 
Wieczór legnie na trawie, jak owoc — 
Wietrzyk suknie nam muśnie wargami — 
Mnie niebieską — a tobie różową…
Przez łzy widzę to — zamknij powieki,
Niech się także przed tobą wyłoni 
Dom spokojny, błyszczący szybami, 
W drzew zieleni ukryty jak w dłoni — 
Może także zobaczysz ten wieczór, 
Słońca senną, chylącą się głowę, 
A na ścieżce nas w sukniach z muślinu: 
Mnie w niebieskiej — a ciebie w różowej. —

Pińczów, więzienie 1942